Podążaj za nami

„EYOWF – WTF??” (Kulisy polskich przygotowań do najważniejszych imprez sportowych)

Artykuły

„EYOWF – WTF??” (Kulisy polskich przygotowań do najważniejszych imprez sportowych)

Wszystkim fanom sportu, snowboardu, Alpine Snowboard Team oraz czytelnikom serwisu polecamy artykuł o absurdach w Polskim sporcie.

 

Jako aktywni zawodnicy, podopieczni Michała Sitarza, chcemy nagłośnić tę sprawę, oraz wyrazić swoje pełne poparcie dla Michała – jesteśmy z Tobą coachu!

Dlaczego to piszemy? bo nie mamy nic do stracenia? bo i tak nie mamy finansowania z kadry? bo rodzice powołali do kadry narodowej swoje dzieci?

Może milczelibyśmy, tak jak pozostali sportowcy, gdyby nam opłacono zgrupowanie zagraniczne albo przynajmniej sfinansowano część sprzętu. Nie wiemy. Wiemy, że jesteśmy jednymi z wielu sportowców od których oczekuje się wyników ale nikt nie patrzy na to jakie mamy warunki zapewnione, nie chodzi tu tylko o kwestię finansów, chodzi tu przede wszystkim o NIE PRZESZKADZANIE w trenowaniu.

Andrzej Gąsienica-Daniel

Tomasz Kowalczyk

Zapraszamy do lektury oraz do dodania komentarza na stronie:

http://www.facebook.com/pages/Alpine-Snowboard-Team-POLAND-Zakopane/176574949078404

Podzielcie się swoim zdaniem, nie przemilczcie tej sprawy !

 

„EYOWF – WTF??”

(Galaktyki absurdu, czyli kulisy polskich przygotowań do najważniejszych imprez sportowych).

Michał Sitarz

PROLOG

Po dosyć długim okresie spędzonym w Azji Centralnej wracam do kraju, naszej ukochanej Polski. To co mnie spotkało po powrocie, muszę przyznać, porządnie mną wstrząsnęło. Takie nagromadzenie absurdów, idiotyzmów, złej woli, że po prostu ciężko normalnie żyć i pracować. A może tak było zawsze? Może to tylko oderwanie się od rzeczywistości pozwoliło mi nabrać należytego dystansu, dostrzec coś nowego w starym poczciwym świecie?

Wpadł mi ostatnio w ręce wywiad Piotra Najsztuba z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim (wrześniowe „Wprost”, nr 35/2012). Oto fragment:

Piotr Najsztub: Dużo chusteczek zużył pan podczas olimpiady?

Aleksander Kwaśniewski: Chusteczek nie, ale grubych słów dużo.

P.N.: Leciały wiąchy?

A.K.: Leciały, jestem w końcu byłym szefem Komitetu Olimpijskiego, byłem ministrem sportu i wiem, jak to jest.

P.N.: Co to znaczy „jak to jest”?

A.K.: Jak wyglądają igrzyska, przygotowania do nich, ile to wysiłku. Ogromną we mnie niezgodę budzi takie gubienie szans, przegrywanie na własne życzenie, minięcie się z formą, z celem z przygotowaniem psychicznym na najważniejszy moment w życiu (…) Pierwszy problem to kwestia mentalności. Drugi dotyczy profesjonalizmu. Igrzyska Olimpijskie to impreza, do której trzeba być przygotowanym na najwyższym stopniu zawodowym. To wymaga w detalach dopracowanego treningu, odpowiedniego przygotowania psychicznego. I tu nastąpiła porażka – zbiorowa. Klub Londyn 2012 to była formuła, w której przypadku przemyślano wszystko, finansowanie, logistykę, itd., ale zabrakło bezpośredniego nadzoru, wsparcia trenerów czy zespołów trenerskich w dziedzinach, które są ważne. Czyli właśnie tego ostatniego punktu przygotowania.

P.N.: Wsparcia trenerów… Słyszymy, że do podnoszenia ciężarów wybrano trenera, którego sztangiści nie akceptowali.

A.K.: I to jest tragedia! Kiedy widziałem te trzy próby Dołęgi, to wiedziałem że Dołęga psychicznie nie wytrzymał, a trener był chyba jeszcze bardziej przerażony tą sytuacją, i on od trenera nie uzyskał wsparcia.

P.N.: To samo było na Euro. Piłkarze potem mówili, że nie realizowali założeń Smudy, bo go nie poważali.

A.K.: Jeżeli tak jest, to nic nie trzeba dodawać. Przygotowywałem ekipę jako minister sportu i szef Komitetu Olimpijskiego do Seulu i miałem okazję pracować z nieżyjącym już Stefanem Paszczykiem, najlepszym technologiem sportu, jakiego poznałem. I to był człowiek, który potrafił siadać z trenerami i pytać, dlaczego oni w tym okresie trenują tak, a nie inaczej. (…)w przygotowaniach przedolimpijskich nie spełniono wymagań w stosunku przede wszystkim do trenerów, do całego cyklu  szkoleniowego i do zawodników. I zawodnicy nie tylko bali się wygrywać, ale też nie potrafili podjąć walki. Byli przegrani, zanim to się jeszcze zaczęło. (…)

Ciekawy wywiad, ale… Panie Prezydencie! „Słowa ,słowa, słowa” ( „Hamlet”, akt III, sc. 2) – wszyscy to wiedzą, ale nic się nie zmieniło. Co więcej, najwyraźniej nikt nic nie robi, aby coś się zmieniło. Dowody? Proszę przeczytać poniższy tekst.

EYOWF (European Youth Olympic Winter Festival- Zimowy Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy) to bardzo prestiżowa impreza organizowana co dwa lata, takie młodzieżowe igrzyska dla zawodników z naszego kontynentu. PKOL zapewnia piękne ubrania, ceremonię pożegnania reprezentacji, całą oprawę. Forma jest piękna, niezaprzeczalnie, ale co z treścią? Czy ktoś w PKOL bądź w ministerstwie sportu interesuje się tak naprawdę, jak przebiegają przygotowania do tej ważnej imprezy? Czy w tym pytaniu zawarta jest ironia? Oczywiście, bo śmiem twierdzić, że nikogo nie interesuje nadzór nad przygotowaniami, nie ma żadnej kontroli merytorycznej. Rozmowy z trenerami? Jakiś żart. Uważam, że przygotowania są całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, nawet najgorszym warsztatem trenerskim, nie ma w nich jakiejkolwiek ciągłości, spójności, żadnej logiki. Poniżej postaram się udowodnić tę tezę. Tekst jest długi, z góry dziękuję za przeczytanie do końca.

CZĘŚC I – FAKTY

W ostatnich latach podczas EYOWF najlepsze rezultaty zawsze uzyskiwali, czy się to komuś podoba czy też nie, zawodnicy szkoleni przeze mnie w SMS Zakopane (Szkoła Mistrzostwa Sportowego). Być może wyniki nie są jakieś oszałamiające, ale jednak zdecydowanie najlepsze spośród zawodników szkolonych w Polsce. Biorąc pod uwagę możliwości szkoleniowe, osobiście uważam wyniki za dobre.

Najbliższa edycja EYOWF odbędzie się w lutym 2013 w Brasovie (Rumunia). Wiadomo, długoterminowy cykl przygotowań podporządkowałem właśnie imprezie głównej, czyli EYOWF.  Jednak niedawno dowiedziałem się, że pomimo wyszkolenia najlepszych zawodników zostałem odsunięty od przygotowań do tej imprezy. Ale zacznijmy od początku:

2012-03-12 Sezon powoli się kończy, zagraniczne ekipy wyłaniają kadry na EYOWF. Nie możemy być gorsi, trzeba brać się do roboty. Zwracam się za pośrednictwem e-mail do prezesa PZS p. Marka K. i kierownika wyszkolenia PZS p. Jarosława J.:

„Witam, piszę odnośnie EYOWF 2013: trenuję 3 najlepszych alpejczyków i najlepszego chłopaka do SBX, wszyscy mają najwięcej medali MP, najlepsze FIS punkty, itd. [ jako jedyni posiadają FIS punkty – przyp. M.S.]. Na nowej liście w kwietniu Oskar K. będzie miał ponad 40 FIS punktów, będzie 4 lub 5 w rankingu na świecie (w swoim roczniku). W tym roku zawodnicy ci wielokrotnie startowali w finałach PGS w zawodach FIS, zebrali duże  oświadczenie w SBX, cała trójka zdecydowanie powinna jechać. Katarzyna B. dobrze walczyła na MP seniorów PGS z Aleksandrą K., co wszyscy widzieli. Zawodnicy są bardzo perspektywiczni, reszta w Polsce jest daleko za nimi. Kiedy zostanie powołana kadra na EYOWF? Proponuję, żeby nie była zbyt szeroka (jak np. w 2009), żeby „turyści” nie przejedli środków dla najlepszych zawodników (jak to miało miejsce właśnie w 2009 roku, kiedy zawodnicy tacy jak X, Y, Z [tutaj podałem nazwiska – przyp. M.S.] dostali duże dofinansowanie, a wyszła kompletna klapa – natomiast zawodnicy, którzy trenowali ze mną nie dostali takiego dofinansowania i wszyscy awansowali do finałów – a w 2013 roku mamy szanse na dobre wyniki, nawet medalowe. Niestety nie mamy dobrego sprzętu, pieniędzy brakuje na zgrupowania itd. Konkurencje alpejskie:

1) Oskar K., 4 x złoto MPJm, 41 FIS pkt PGS (aktualizacja w kwietniu),

2) Michał N. 2 m-ce MPJm PGS (OOM), 25 FIS pkt (aktualizacja w kwietniu),

3) Katarzyna B. 2 m-ce PGS MPJm, 1 m-ce PSL, 6 m-ce MP seniorów PGS, 25,65 FIS pkt.

Oczywiście nie wyobrażam sobie, aby jakiś inny trener pracował z tymi zawodnikami i pojechał z nimi na EYOWF, co jest chyba oczywiste. Inne kraje (Austria, Niemcy, Rosja, itd) wyłoniły już grupy przygotowań do EYOWF, podchodzą do tego b. poważnie, pozdrawiam, M.S.” NIE OTRZYMAŁEM ŻADNEJ ODPOWIEDZI.

2012-05-22. Pisałem pracę magisterską w dużym stopniu poświęconą paranoi, może nawet jestem w jakimś stopniu paranoikiem? Niech i tak zostanie. Wybiegam zatem moimi paranoicznymi myślami w przyszłość i zwracam się za pośrednictwem e-mail do prezesa PZS p. Marka K., kierownika wyszkolenia PZS p. Jarosława J. oraz pozostałych członków zarządu PZS:

Szanowni Państwo, piszę do członków Zarządu, gdyż PZS nie posiada komisji sportu a zatem o składach kadr decydujecie właśnie Państwo. Piszę z zapytaniem o koncepcję przygotowań do EYOWF 2013. Jak widzę do przygotowań włączono m.in. XYZ [nie podaję nazwiska – przyp. M.S.] (F2 Dawidek Team), która jest bardzo słabą zawodniczką:

– podczas OOM przegrała 6-7 sekund z zawodniczkami z rocznika 1998 (a więc 2 lata młodszymi)!

– nigdy nie startowała w zawodach zagranicznych,

Nie spełniła zatem podstawowych kryteriów powołania do kadry – w kontekście pominięcia w kadrach PZS (np. konkurencje alpejskie) wielu bardzo dobrych zawodników, medalistów MPS, jest to co najmniej śmieszne. Tymczasem zawodnicy szkoleni przeze mnie, tj. Katarzyna B., Oskar K., Michał N. są medalistami MP, posiadają już doświadczenie międzynarodowe, wielokrotnie rywalizowali w finałach seniorskich zawodów FIS, Piszę o tym dlatego, że trójka najlepszych zawodników w Polsce (K., N., B.) trenuje ze mną i mam obawy (oparte na doświadczeniach z lat ubiegłych, np. z sezonu 2008/2009), że ja oraz moi zawodnicy zostaniemy pominięci w przygotowaniach, a pieniądze trafią do zawodników najsłabszych, z klubu F2 Dawidek Team. Przykłady? W 2009 roku EYOWF odbywał się w Polsce, trenowałem wówczas zawodników, którzy zajęli najlepsze miejsca z Polaków:Natalia F. (10 m-ce), Maciej H. (12 m-ce), Katarzyna S. (15 m-ce). A zatem troje zawodników awansowało do 16 osobowego finału, poziom zawodów był bardzo wysoki (Julie Zogg, Sabine Schoefmann – to przecież zawodniczki z czołówki PŚ). Niestety finansowanie do tej imprezy otrzymali zawodnicy tacy jak X, Y, Z (wszyscy F2 Dawidek Team), którzy już w momencie powołania kadry EYOWF nie rokowali na dobre wyniki (w przeciwieństwie do moich zawodników). A pieniędzy na szkolenie w SMS mamy bardzo mało, nie ma środków na sprzęt, wyjazdy itd.

Tak jak pisałem już wielokrotnie do kierownika wyszkolenia, chcę w dalszym ciągu przygotowywać moich zawodników i jechać z nimi na EYOWF, gdzie mają szanse na bardzo dobre miejsca. Oczywiście jestem gotów zawodników przygotowywać nieodpłatnie, o czym też już pisałem.

Bardzo proszę o ustalenie przejrzystych reguł dotyczących organizacji szkolenia, finansowania, przygotowywania planów szkoleniowych dla zawodników, itd. Parafrazując to wszystko, bardzo proszę o uczciwe działanie, którego głównym celem NIE będzie:

– faworyzowanie zawodników F2 Dawidek Team (kosztem zawodników szkolonych przeze mnie w SMS Zakopane);

odsunięcie mnie od przygotowań do EYOWF (czego jak najbardziej się spodziewam);

– ukrywanie wszelkich informacji o finansach, przygotowaniach itd.

z góry dziękuję za odpowiedź i powiadamianie mnie o wszelkich sprawach związanych z EYOWF 2013,

pozdrawiam, M.S.”

2012-05-25 – Otrzymuję informację od trenera Pawła D., że ktoś mnie źle informuje, że zarząd PZS nie ma zamiaru mnie wykluczyć z przygotowań do EYOWF. Że do ministerstwa zostaliśmy zgłoszeni, jako trenerzy przygotowujący zawodników do EYOWF: Paweł D. oraz Michał Sitarz. A nie mówiłem? Chyba jednak jestem paranoikiem – nikt mnie oraz zawodników nie chce z niczego wyeliminować. A ja, przyznaję, nieco się tego obawiałem. Ok., można spać spokojnie.

2012-07-06 Otrzymuję odpowiedź od kierownika wyszkolenia PZS na mój mail z 22 maja (sic!). Ponad miesiąc poślizgu, ale nie czepiajmy się zbytnio, z pewnością mają masę roboty.  Kierownik wyszkolenia powiadamia mnie też za pośrednictwem wiadomości SMS. Widać mają dobre intencje. Pyta, czy nadal jestem zainteresowany przygotowywaniem zawodników do EYOWF. Przebywałem wówczas w Tadżykistanie, nie miałem możliwości przesłania planów mailowo. Oczywiście odpisuję od razu, że jak najbardziej jestem zainteresowany. No to kierownik J. szybko odpisuje i prosi mnie o zrobienie planów dla zawodników. Wysyłam plany za pośrednictwem wiadomości SMS, takie same dla całej trójki zawodników. Piszę również, że znajduję się na pograniczu z , że jadę na rowerze, że jest ciężko z komunikacją, że zapłacę komuś „dniówkę” za wypełnienie druków w Excelu (30 minut pracy).  Trochę tych SMS-ów poszło, rachunek będzie z pewnością niemały, ale co tam. Udało się załatwić ważną sprawę.

2012-07-13 Kierownik wyszkolenia informuje mnie SMS-em, iż jest akceptacja z Ministerstwa Sportu na łączenie akcji SMS z EYOWF. No i patrzcie, same dobre informacje. Rozważam, czy nie wystosować pisemnych przeprosin do zarządu PZS. Jakże mogłem, jakże śmiałem podejrzewać, iż mogą mnie wykiwać! Przecież informują mnie nawet SMS-em. Dobrzy ludzie, wiara w elementarną uczciwość zostaje przywrócona. Niestety, choćbym nawet chciał, nie mam jak tego uczynić. Wyłączono wszystkie telefony w kraju, zamknięto drogi, wojna na całego. Przeprosiny wyślę dopiero z Polski, myślę sobie.

2012-08-27 – jako że zaraz mamy początek września, chcemy wspólnie z dyrektor SMS Zakopane p. Barbarą Sobańską dokonać zmian w planach, stworzyć spójne plany SMS i EYOWF. Zwracam się więc do kierownika wyszkolenia PZS o przesłanie aktualnych planów EYOWF, które mam realizować z zawodnikami (czyli planów, które przesłałem z Tadżykistanu). Mam te plany (w końcu sam je pisałem), ale dla świętego spokoju chcę je otrzymać kanałem oficjalnym, tj. bezpośrednio z PZS. Przecież gdy nanosili je na elektroniczne druki mógł się wkraść jakiś błąd (szczerze powiedziawszy mam to na uwadze – taki incydent miał bowiem miejsce całkiem niedawno: przepisując moje plany na ich arkusze pomyliły im się dni z miesiącami, a miesiące z dniami i wyszło na to, że zaplanowałem 22 dni zgrupowań w lipcu, a nie jak powinno być:  14 dni zgrupowań w listopadzie. Szybko wyjaśniłem im ich własną pomyłkę. Nieważne, zdarza się nawet najlepszym). Niestety, NIE OTRZYMAŁEM ŻADNEJ ODPOWIEDZI. Pewnie są jeszcze a urlopach…

2012-09-04, godziny popołudniowe. Jest wrzesień ,urlopy pewnie zakończone. Piszę zatem ponownie do kierownika wyszkolenia z prośbą o przesłanie arkuszy z moimi planami:

Witam, byłbym wdzięczny za przesłanie planów dla zawodników EYOWF – muszę w tym tygodniu dokonać zmian w planach SMS, zsynchronizować je z przygotowaniami do EYOWF.

– we wrześniu zaplanowałem wyjazd na Litwę – czy środki będą już dostępne?

– czy rozliczenie może nastąpić wstecz na podstawie rachunków?

– czy można już zamawiać sprzęt zaplanowany z EYOWF?

Z góry dzięki, M.S.”

2012-09-04 wieczorem: Hurra! Otrzymuję odpowiedź od kierownika wyszkolenia PZS. Sprawnie działają. Dowiaduję się z niej mniej więcej tyle, iż nie jestem już osobą prowadzącą zawodników w programie EYOWF, osobą prowadzącą moich zawodników SMS Zakopane w programie EYOWF jest Piotr S. i to z nim mam uzgadniać wszelkie kwestie. Piotr S. odpowiedzialnym za szkolenie zawodników AZS i SMS Zakopane? Ale to ja jestem trenerem zarówno w SMS jak i w AZS Zakopane, to co do cholery ma z tym wspólnego Piotr S.? A może coś się zmieniło w międzyczasie? Może moi pracodawcy dokonali jakichś roszad trenerskich? Może ja już cholera nie mam pracy? To ja zasuwam po nocach na zawody po jakichś Bułgariach i innych Ukrainach, całymi miesiącami szukam najlepszych możliwości startowych, gdzie zawodnicy mogą zebrać doświadczenie startowe, konfrontować się z dobrymi rywalami i jednocześnie poprawiać FIS punkty przed EYOWF, a tu jacyś pseudo-działacze rujnują mi całą koncepcję? Przepraszam za kolokwializm, ale jak to się teraz często mówi: „WTF??”. I to „WTF?” pada w moich myślach, chyba nawet też się werbalizuje, w kilku językach: po polsku, angielsku, rosyjsku i chyba jeszcze po kirgisku. Dobra, sprawdźmy w kalendarzu, trzymajmy nerwy na wodzy. Nie, dzisiaj nie 1 kwietnia, dzisiaj 4 września. Ale może kierownik wyszkolenia PZS akurat postanowił ze mnie zażartować. No to piszę do niego:

Nie bardzo rozumiem – przecież to  ja robiłem plany dla zawodników i przesłałem je w lipcu.

Czyli to Piotr S. będzie z nimi pracował, zabierał ich na wyjazdy itd. Tak mam to rozumieć?

Dlaczego zostałem pominięty i nie otrzymałem żadnej informacji?”

Wyznaję zasadę, iż najważniejsze to dostrzec pozytyw w każdej sytuacji, nawet najbardziej z pozoru negatywnej. Przyznaję, w tej sytuacji nie było to żadne wielkie wyzwanie, dostrzec pozytywy w tej sytuacji wcale nie było trudno: dobra wiadomość jest przecież taka, że nie jestem paranoikiem – przecież już 22 maja sam pisałem do PZS o swoich obawach i te moje obawy właśnie się urzeczywistniły. Uff, jaka ulga, czyli obiektywnie potwierdzono, że jednak nie jestem wariatem! Może zatem jestem jakimś prorokiem? A może tylko zwykłym wróżbitą? A może po prostu miałem intuicję? Nie spierajmy się zresztą o słowa, jak zwał tak zwał. Najważniejsze jest przecież to, że niezaprzeczalnie dowiodłem, że potrafię przewidzieć przyszłe zdarzenia. Wszyscy dookoła (kierownik wyszkolenia PZS, Paweł D., i wielu innych znamienitych działaczy sportowych) zapewniali, że się mylę, a ja i tak wiedziałem swoje. I proszę bardzo, to oni się mylili! To oni twierdzili, że nie chcą mnie wykiwać, i widać jak na dłoni, jak bardzo się pomylili w ocenie własnych działań. I czyje jest na wierzchu? Widać znam ich lepiej, niż oni samych siebie. Jakby nie było, i tym razem NIE OTRZYMAŁEM ŻADNEJ ODPOWIEDZI. Ehh, już powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać.

2012-09-05 Nie zniechęcam się jednak łatwo, przecież mam do czynienia z inteligentnymi ludźmi, wykształconymi i doświadczonymi działaczami sportowymi, na pewno trafią do nich moje merytoryczne argumenty. Prawdopodobnie doszło do jakiejś pomyłki w papierach, może to z przemęczenia. Piszę więc e-mail do prezesa PZS Marka K., kierownika wyszkolenia Jarosława J.

Witam, byłbym wdzięczny za informację, z jakich powodów zostałem odsunięty od szkolenia zawodników przygotowujących się do EYOWF, których szkolę od lat i których doprowadziłem do wyników promujących ich do kadry narodowej. Co więcej, to zdecydowanie troje najlepszych zawodników w Polsce w grupie EYOWF:  Katarzyna B.,  Oskar K.,  Michał N.

Jeszcze w miesiącu lipcu, kiedy to byłem za granicą, byłem w kontakcie kierownikiem wyszkolenia  Jarosławem J. i ustaliliśmy, że połączymy akcje SMS z EYOWF i było to jak najbardziej logiczne. Plany były proste, dla każdego takie same. Nie ukrywam, byłem bardzo zaskoczony gdy wczoraj późnym wieczorem dowiedziałem się (poniekąd przypadkiem), że trenerem prowadzącym jest Piotr S., z którym zawodnicy nigdy nie byli na żadnym treningu. Może chodzi o to, że nie wysłałem dokumentów Excel kiedy kontaktowaliśmy się w lipcu, lecz poprosiłem p. Jarosława J. o naniesienie na arkusz kalkulacyjny przesłanych SMS-em danych i powielenie ich w 3 egzemplarzach?

Taka sytuacja bardzo komplikuje nam szkolenie, uniemożliwia stworzenie spójnych planów szkoleniowych itd. Ucierpią na tym także inni zawodnicy (m.in. Andrzej L.  z KNJ) gdyż po prostu zmniejszy się liczba akcji planowanych w SMS. Uważam, że zawodnicy powinni przygotowywać się cyklem dotychczasowym. Mam nadzieję, że PZS uzna te kwestie i w trosce o dobro zawodników przywróci moją osobę jako odpowiedzialnego za szkolenie. Przypominam (o czym pisałem już wiosną ub. r.), że funkcję tę mogę sprawować nieodpłatnie. Przypominam również, że zawodnicy przygotowują się także pod kątem SBX [snowboard cross – przyp. M.S.] podczas tych samych akcji szkoleniowych (SBX jest również rozgrywany podczas EYOWF). Po zmianie trenera będzie to niemożliwe. Pozdrawiam, M.S.”

2012-09-06. Niestety nikt mi coś nie odpisuje (co akurat specjalnie mnie nie dziwi).  Muszę więc poinformować dyrekcję SMS. Nie chcemy na nikogo skarżyć, chcemy załatwiać wszystko polubownie. No ale skoro nie odpisują, to co nam pozostaje? Dyrektor Sobańska mająca tysiące spraw na głowie, porzuca inne obowiązki i pisze dwustronicowy, merytoryczny list do ministerstwa sportu i PKOL, opisuje wszystkie idiotyzmy, krok po kroku, absurd po absurdzie, niedorzeczność po niedorzeczności.

2012-09-19. Do SMS Zakopane wpływa pismo z PZS, iż zawodnicy SMS Zakopane będą objęci szkoleniem centralnym. Podano, iż będą uczestniczyć w 5 zgrupowaniach, jednak nie podano konkretnych terminów. Przypuszczam, że to pismo to efekt mojego spotkania z trenerem Piotrem S. (cóż jest chłopak winny? Dostał dyspozycje z PZS to realizuje „dyrektywy”). Nieoficjalnie wiem, że zgrupowanie dla zawodników zaplanowano na 23.09. a więc już za kilka dni! A przecież nie zależy mi, aby pieniądze przepadły, żeby zawodnicy nie pojechali, no to mówię mu, że do SMS Zakopane w dalszym ciągu nie wpłynęło żadne pismo z PZS, a więc oficjalnie nic nie wiemy, czyli niestety dyrekcja SMS, choćby chciała, nie będzie mogła zwolnić zawodników na zgrupowanie (czyli poniekąd zadziałałem sprzecznie ze swoimi interesami, a później się dziwię, że mnie kiwają na prawo i lewo, ale co tam).

2012-09-24. Do tego dnia nikt z ministerstwa sportu nie pofatygował się, aby odpisać dyrekcji SMS Zakopane na zadane pytania. Nie jest źle, świadomość, że nie tylko mnie wielcy tego świata (ironia) ignorują, podnosi mnie mocno na duchu. Teraz nie tylko ja czuję się jak ta baba z kawału, która przychodzi do lekarza  i mówi „Panie doktorze, wszyscy mnie ignorują”, na co lekarz odpowiada: „następny proszę!”. Bo cóż to takiego jest SMS Zakopane, że niby aż z samej góry mieliby odpisywać na pytania? Cóż to jest takiego ta SMS, że śmie oczekiwać jakichkolwiek odpowiedzi od poważnych instytucji? Faktycznie, może nie wszyscy Czytelnicy wiedzą, a zatem już spieszę z wyjaśnieniami: SMS to Szkoła Mistrzostwa Sportowego, kilka nazwisk naszych uczniów i absolwentów, z których być może niektóre Państwo słyszeliście: Justyna Kowalczyk (biegi narciarskie), Kamil Stoch (skoki narciarskie), Jagna Marczułajtis (snowboard), Luiza Złotkowska (łyżwiarstwo szybkie – medalistka Igrzysk Olimpijskich), Natalia Czerwonka (łyżwiarstwo szybkie – medalistka Igrzysk Olimpijskich), Katarzyna Woźniak (łyżwiarstwo szybkie – medalistka Igrzysk Olimpijskich), Konrad Niedźwiedzki (łyżwiarstwo szybkie), Krystyna Pałka (biathlon), Piotr Żyła (skoki narciarskie), Karolina Riemen (skicross), Karolina Sztokfisz (snowboard), Klimek Murańka (skoki narciarskie). Mało? No to kilka nazwisk z czasów dawniejszych: Paweł Zygmunt, Wojciech Skupień, Robert Mateja, Małgorzata Tlałka, Dorota Tlałka, Ewa Grabowska, Jan Kowal, Stanisław Ustupski, i wielu, wielu innych. Jeśli kogoś znaczącego pominąłem, proszę o informację, skoryguję wówczas moją wpadkę.

Jak widać, ludzie, którzy wyszli z naszej szkoły to nie byle kto, to prawdziwa potęga, nie tylko sportowa. Ci ludzie to wizytówka naszego kraju, wielki kapitał. W czasach, gdy wszystko przelicza się na pieniądze, wartość marketingowa i wymierne korzyści dla Polski samej tylko Justyny Kowalczyk prawdopodobnie przekraczają nakłady poniesione przez podatników na SMS Zakopane od początku istnienia szkoły (tj. od 1977 roku z kilkuletnią przerwą na… nieistnienie)! Chyba jednak nikt nie dostrzega tego faktu, gdyż z roku na rok drastycznie obcina się nam dofinansowanie, a ostatnio już nawet nie odpowiada się na pisma dyrekcji SMS. A jakie pieniądze przeznaczone są na szkolenie? Takie, że z tego nie ma prawa być wyników na arenie międzynarodowej, ale jednak jeszcze jakimś cudem są.

Update: przepraszam za powyższy ton i oskarżenia pod adresem ministerstwa, wszystko już się chyba wyjaśniło. Będąc na spacerze nagle mnie olśniło. Ostatnio nawet dyskutowaliśmy w gronie trenerów, że jak to może być, że szkoła ma takie dobre wyniki, medale olimpijskie, medale mistrzostw świata, a pieniędzy coraz mniej. Wyjaśnienie jest prozaiczne: w dobie powszechnej komputeryzacji wypełniamy (i bardzo dobrze) arkusze zapisane w formie dokumentu Microsoft Excel. I program ma swoje kody, np. IO to Igrzyska Olimpijskie, MPS – Mistrzostwa Polski Seniorów itd. No i ten sprytny program prawdopodobnie przelicza punkty na pieniądze. Załóżmy, że zawodnik zajął wysokie miejsce na IO a więc wynik ten otrzymuje wysoką wartość punktową, co z kolei przekłada się na wyższe dofinansowanie dla placówki szkolenia. Dlaczego o tym piszę? Otóż jestem przekonany, iż kilka lat temu do Państwa arkusza Excel po prostu wkradł się błąd do formuły. Prawdopodobnie współczynnik, przez który mnoży się wartość wyników na skutek jakiejś niefortunnej pomyłki ma wartość ujemną. Skąd moja pewność? Otóż jak wspomniałem powyżej, zaobserwowałem (nie tylko zresztą ja) liniową zbieżność: im mamy lepsze wyniki (nasi uczniowie i absolwenci), tym pieniędzy z ministerstwa sportu jest mniej. Bardzo liczymy, że w tym roku uda się Państwu poprawić formułę w omawianym tutaj arkuszu kalkulacyjnym, gdyż jeśli w tym sezonie zawodnicy zdobędą jakieś medale mistrzostw świata, budżet szkoły może zostać poważnie nadszarpnięty. Ale to tylko taka małą dygresja.

CZĘŚĆ II: ANALIZA

Plany szkoleniowe grupy snowboard SMS na rok 2012 stworzyłem pod kątem przygotowań do EYOWF 2013 – strategia startowa okazała się słuszna, troje moich podopiecznych jest bezsprzecznie najlepszymi polskimi zawodnikami przygotowującymi się do tej bardzo prestiżowej imprezy. Zawodnicy to: Katarzyna B. (AZS Zakopane/SMS), Oskar K. (AZS Zakopane/SMS), Michał N. (AZS Zakopane/SMS). Wszyscy ww. zawodnicy to medaliści Mistrzostw Polski, z powodzeniem rywalizowali w zawodach FIS za granicą. I ja już ich nie mogę szkolić. Pozostała dwójka powołanych przez PZS zawodników (oboje z KS F2 Dawidek Team) ma wyraźnie gorsze rezultaty, nie ma żadnego doświadczenia w startach zagranicznych. A jakoś ich trenerowi Pawłowi D. nie odebrano możliwości trenowania tej dwójki. Pewnie jest w tym jakaś pokrętna logika, ale widocznie mam zbyt mało przenikliwy umysł, bo za cholerę tego nie rozumiem.  Ale jak się głębiej nad tym zastanowić, to w sumie nie powinno mnie to aż tak bardzo dziwić: przecież w Polskim Związku Snowboardu posady tracą trenerzy legitymujący się świetnymi wynikami, a ci co zawalają przygotowania do najważniejszych imprez pracują dalej w najlepsze! Niemożliwe? No to posłuchajcie tego: po Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver (2010):

a) pracę stracił trener SBX (snowboardcross), którego dwoje zawodników zakwalifikowało się na igrzyska, jego zawodnicy zajmowali miejsca na podium Pucharu Świata.

b) pracę stracił trener halfpipe (to te skoki w śnieżnej rynnie), którego dwoje zawodników zakwalifikowało się na igrzyska; jego zawodnicy zajmowali miejsca na podium Pucharu Świata.

c) pracę ZACHOWAŁ trener konkurencji alpejskich (Paweł D.), którego żadna zawodniczka NIE zakwalifikowała się na igrzyska. Żaden trenowany przez niego zawodnik czy zawodniczka NIGDY NIE zakwalifikował się nawet do „20” Pucharu Świata! Co więcej, żadna zawodniczka nie zakwalifikowała się na Igrzyska Olimpijskie przez jego niedorzeczne decyzje i niekompetencję, o czym osobiście poinformowałem PKOL oficjalnym pismem (sprawa dotyczyła przecież zawodniczek z mojego klubu)! Do Vancouver mogła wówczas jechać Jagna M., mogła jechać Karolina Sz. Nie pojechała żadna. A Paweł D. dalej jeździ na wielkie imprezy. Powiedzcie mi, czy ja żyję w normalnym kraju? Jeśli normą jest robienie wszystkiego sprzecznie ze zdrowym rozsądkiem, to tak, żyję w normalnym kraju. Kiedy już poddałem redefinicji pojęcie normalności, to faktycznie, faktycznie zaczynam dostrzegać wszechobecną, jeszcze przed chwilą niedostrzegalną, logikę (wcale nie wydaje się już taka pokrętna!), zaczynam dostrzegać więcej prawidłowości w otaczającym mnie świecie. Ha, dostrzegam nawet bardzo dużo prawidłowości w otaczającym mnie świecie: lepsze wyniki = mniej pieniędzy; lepsze wyniki = wylatujesz z roboty, itd. Dobra, żarty na bok: czy tylko mi się wydaje, że to są jakieś jaja? Błagam, niech mnie ktoś uszczypnie, bo chyba śnię.

No to jedziemy dalej z podsumowaniami:

1) trener klubowy KS F2 Dawidek Team w dalszym ciągu szkoli dwójkę gorszych zawodników i nikt mu tego nie zabrania. Dlaczego? Zarząd to członkowie jego rodziny i osoby blisko z nim związane, ale pewnie nie ma to żadnego związku ze sprawą. Doprawdy, nie widzę tutaj wytłumaczenia (ironia).

2) trener Sitarz (czyli ja) szkolący trójkę bezwzględnie lepszych zawodników, już ich nie szkoli. Dlaczego? (Odpowiedź powyżej – bo nie żyjemy w normalnym kraju).

3) zawodnicy, których mi odebrano nigdy nie uczestniczyli w żadnych zajęciach prowadzonych przez nowego trenera (Piotra S.). A EYOWF już za kilka miesięcy. Super! Świetny czas na eksperymenty – czasami trzeba zaryzykować.

4) Dla omawianych zawodników zaplanowałem już kilka miesięcy temu zgrupowania w tych samych lub podobnych terminach jak te zaplanowane przez PZS w ramach EYOWF! I doskonale wie o tym PZS, który przecież sam zaakceptował te plany i ma je w swoim biurze! Mimo tego, szkoła żadnego komunikatu nie otrzymuje (jeśli ktoś nie zrozumiał tego punktu, proszę się nie przejmować).

5) Na dzień 18.09.2012 zawodnicy i ich rodzice nie wiedzą o zmianie trenera, nikt ich o tym nie poinformował.

6) Do SMS Zakopane również do dnia 18.09.2012 nie wpłynęła żadna informacja o planach dla zawodników, zmianie szkoleniowca, itd.

7) Nikt nie konsultuje planów z klubem zawodników, Szkołą Mistrzostwa Sportowego, trenerem.

8) Zawodnicy pozostaną bez opieki trenerskiej w okresach kiedy terminy zgrupowań PZS i SMS będą ze sobą kolidowały. Będzie to kolejne zaburzenie procesu treningowego.

9) PZS nie posiada żadnych informacji o zawodnikach, o ich osobowości, umiejętnościach, nie zna wyników badań biomechanicznych itd.

10) Trener Piotr S. jest aktualnie trenerem kadry narodowej – przygotowuje dwie zawodniczki: Karolinę Sz. oraz Weronikę B. do zawodów rangi Pucharu Świata i Europy. Obie dziewczyny to moje wychowanki z SMS Zakopane, których aktualnie jestem trenerem klubowym (AZS Zakopane) oraz opiekunem w ministerialnym programie „Talent”). Obie zawodniczki są już po kilku zgrupowaniach specjalistycznych na śniegu, mają całkowicie rozbieżne cele i zadania aniżeli zawodnicy trenujący do EYOWF. Porównanie: czy możliwe jest jednoczesne dobre przygotowanie uczniów zdających egzaminy gimnazjalne oraz studentów przygotowujących się do egzaminów na wyższych uczelniach? Czasami da się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, ale czy aby tym razem? Stracą na tym wszyscy: trener Piotr S. koncentrując się na zawodniczkach PŚ zaniedba, choćby nie chciał, zawodników EYOWF. I odwrotnie. Tak jak napisałem, zarówno te dwie doświadczone zawodniczki jak i trójka młodszych snowboardzistów to zawodnicy AZS Zakopane, klubu który cały czas ma problemy ze strony PZS. Klubu, w którym jestem trenerem od 2005 roku.

11) Co bardzo istotne, szkolenie w SMS Zakopane jest bardzo mocno zintegrowane z nauką – podczas częstych zgrupowań trenerzy w porozumieniu z nauczycielami dbają o prawidłowy rozwój edukacyjny zawodników. W tym konkretnym przypadku jestem również anglistą i podczas zgrupowań uczniowie mają szanse uniknąć zaległości szkolnych, które mogłyby skutkować zahamowaniem szkolenia sportowego. Ale czy kogoś to w ogóle obchodzi?

12) wiele, wiele innych idiotyzmów, wiele innych niedorzeczności.

Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników uważa, iż działanie PZS jest podyktowane troską o dobro i rozwój zawodników, niech będzie tak miły i mnie oświeci, bo ja tego nie kumam, piszcie śmiało! Dobra, niech lud się wypowie w konkursie.

KONKURS: ogłaszam ogólnoeuropejski konkurs – odpowiedzi prosimy składać na facebooku pod linkiem do niniejszego tekstu bądź nadsyłać via e-mail (akceptuję tylko odpowiedzi podpisane imieniem i nazwiskiem):

1) Kto obejmie opieką trenerską zawodników kiedy wrócą oni ze zgrupowania a trener SMS będzie akurat na innym zgrupowaniu? I jaki program będą oni realizowali (skoro nikt nie wie, jaki program realizowano z zawodnikami dotychczas)?

2) Proszę podać przynajmniej jeden powód, dla którego trener będący w moim położeniu miałby mieć motywację do dalszej pracy? Po co miałby się starać? Proszę o podanie przynajmniej jednego powodu.

3) Jaki jest sens, ze szkoleniowego punktu widzenia, rozwiązań wdrażanych przez PZS? Ja podałem kilkadziesiąt argumentów przeciw. Proszę (błagam!) o podanie przynajmniej jednego „za”.

4) Zagraniczni trenerzy, z którymi umawiałem się już w marcu na wspólne treningi pytają, co i jak z tymi treningami. No to muszę im powiedzieć prawdę, stawiając nasz kraj w niezbyt korzystnym świetle. Muszę im powiedzieć, że odebrano mi zawodników. I wiecie co? Nikt nie chce uwierzyć, że to możliwe. Mówią, że chyba nigdzie indziej na świecie nie byłoby to możliwe, nawet w Korei Północnej. Tak mi mówią zagraniczni trenerzy. I wiecie co? Zapewne mają sporo racji. Ale wciąż piszą, żebym nie żartował. Co mam im odpisać, aby nie wystawiać PZS i naszego kraju na pośmiewisko? Bo zaraz ktoś odbierze mi licencję trenerską i pozbawi tym samym pracy (dokładnie tak się to robi w PZS. Nie wierzycie? Naprawdę, w PZS nawet nie powiadamiają zainteresowanego, że odebrano mu licencję i nie może już pracować! Niezłe jaja, co?). Proszę o sugestie.

5) Kiedy zawodnicy zakończą w grudniu cykl przygotowawczy, kto będzie ich prowadził do czasu startu w EYOWF (luty 2013)? Piotr S. będzie wówczas na zawodach PŚ bądź Pucharu Europy, więc nie on (ja nie wiem kto, więc chętnie się dowiem, chociaż tak naprawdę mam swoje przypuszczenia w tym temacie ;-))? Proszę tylko, aby nie zwracano się z tym do mnie – bardzo niechętnie wziąłbym odpowiedzialność za przygotowania i wynik na dwa miesiące przed startem, ale to chyba jesteście Państwo w stanie zrozumieć. Jednakże jako że nigdy nie mówię nigdy, więc jeśli ktoś mnie o to ładnie poprosi (pisemnie) i dostanę za to dodatkowe, godziwe wynagrodzenie (bo z pewnością będzie sporo pracy „po godzinach” aby „nadgonić materiał” i spróbować coś z tym jeszcze zrobić), wówczas przemyślę to sobie. Od dzisiaj zaczynam cenić swój czas i swoją pracę.

EPILOG: „NIE DA SIĘ”

Naprawdę, brak logiki i zła wola w opisanych tutaj działaniach PZS jest tak porażająca, że troszkę mnie to nawet przeraża i nie bardzo dowierzam, że nie śnię właśnie jakiegoś kafkowskiego koszmaru.

Tak sobie myślę, że jeśli ten nieszczęsny związek snowboardu jest tylko jednym z wielu, jeśli takich związków sportowych jest więcej, jeśli to tylko jedna z planet w galaktyce absurdu, jeśli wszędzie są takie galaktyki, a nie daj Boże, tylko takie galaktyki absurdu, to mamy świat, który wywróżył nam właśnie Franz Kafka. Statystycznie rzecz biorąc, podobnie jak z szacowaniem prawdopodobieństwa występowania życia we wszechświecie, szacuję iż takich PZS-ów jest więcej, szacuję że takich PZS-ów jest dużo więcej, szacuję że takich PZS-ów jest z pewnością dużo, o wiele za dużo. I ogarnia mnie zgroza.

Trenuję zawodników od kilku lat, trenuję ich w klubie AZS Zakopane i SMS Zakopane, są zdecydowanie najlepsi w Polsce. I co? I jacyś niekompetentni działacze m.in. lekarz specjalista ginekolog położnik, dwoje nauczycieli, czworo biznesmenów, trener taekwondo (to dane ze strony PZS) swoimi niedorzecznymi decyzjami bezkarnie niszczą plany szkoleniowe  zawodników nie informując o tym mnie, nie informując też samych zawodników, nie informując klubu, nie informując szkoły sportowej. Nie informując o tym nikogo. W tym samym czasie drugi trener (Paweł D.), mocno związany z tymi działaczami dalej wykonuje spokojnie swoją pracę. I to wszystko przy biernej postawie ministerstwa sportu. Hello, coś tu jest chyba nie tak! Paradoksalnie napiszę coś w obronie PZS – to nie PZS jest największym winowajcą w tej sprawie. Największym winowajcą w tej sprawie jest Ministerstwo Sportu, które poprzez swoje zaniechania w najważniejszych sprawach od lat niszczy zawodników, niszczy pracę trenerów, demotywuje nas do pracy. Instytucje nadrzędne (ministerstwo sportu), które doskonale znaję te wszystkie sprawy, nie uczyniły nic, czyli – paradoksalnie – uczyniły coś. Poprzez to „coś” (czyli nie uczynienie „niczego”) dały mianowicie sygnał PZS, że Ministerstwo Sportu nie będzie się wtrącać w sprawy PZS. Dało sygnał PZS, że PZS może sobie robić, na co tylko ma ochotę. Może sobie robić wszystko na co tylko ma ochotę za pieniądze podatników. Może realizować największe nawet absurdy, np. takie jak te, które opisałem powyżej.

Wiele osób mi powtarza: „Człowieku, olej to, co się będziesz z koniem kopał? I tak niczego nie zmienisz. Lepiej idź na rower, zajmij się fotografią i pisaniem. Przecież zawodnicy sobie jadą na zgrupowanie, będziesz miał więcej czasu wolnego, a kasa jest dokładnie taka sama. Żyć nie umierać!”. I wiecie co, tak się teraz zastanawiam, że faktycznie wszystko zachęca mnie do tego, aby zacząć tak do tego podchodzić, czyli tak jak zdecydowana większość. Nie wychylać się, zostać konformistą, siedzieć cicho – wówczas na pewno do czegoś dojdę. Chyba jednak mam coś z głową, bo zupełnie mi taka wizja nie odpowiada. Wolę jeszcze tym razem pokopać się z koniem. Choćby ten jeden raz, bo nie wiem czy to wszystko jest warte mojego cennego czasu. Muszę przemyśleć, czy te sprawy są wystarczająco ważne, aby się nimi zajmować. Bo być może rzeczy o niebo ważniejsze leżą odłogiem i czekają, aż ktoś się nimi zajmie. W tej chwili nie odpowiem Wam na to pytanie.

Cały czas słyszę, że nie da się tego, nie da się tamtego. A „nie da się” to sformułowanie, którego bardzo, ale to bardzo nie lubię i szczerze powiedziawszy, proszę tego nie odebrać jako mojego braku skromności, nie ma wielu rzeczy na tym świecie, o których mógłbym powiedzieć, że się nie da. Że niby nie mógłbym ich osiągnąć. A tu cały czas słyszę, że nie da się nic poradzić na politykę PZS, że nie da się wprowadzić przejrzystych zasad, że nie da się przenieść snowboardu do PZN-u, że nie da się bo są jakieś przepisy i regulacje, których nie da się zmienić. A nie da się ich zmienić, bo zostały już ustanowione (!). Tak, wszelkie sygnały płynące z ministerstwa są pełne wyrozumiałości i jeszcze bardziej pełne jakże znajomego „nie da się”. Nie da się ingerować w autonomię związku, nie da się kontrolować finansowania, nie da się niczego, albo nie da się czegokolwiek. Jak to? Nie da się zmienić przepisów i przywrócić elementarnej kontroli? Nie da się ukarać ludzi, którzy niszczą kariery najlepszych zawodników? To jeżeli się tego nie da, to nie da się też mieszkać w tym kraju, nie da się rzetelnie pracować, nie da się wierzyć w sens swojej pracy, nie da się wierzyć w sens jakiegokolwiek działania. Nie da się też starać, bo najzwyczajniej nie ma to sensu. Ludzi, którzy cały czas mówią, że się czegoś nie da, nie da się ruszyć, a powinno się ich wywalić z roboty jeszcze tego samego dnia, a najpóźniej nazajutrz. Wiecie co? To, że się czegoś nie da, to kompletna bzdura. Wszystko się da, tylko trzeba zacząć coś robić. Trzeba np. zmienić urzędników na takich, którzy podobnie jak ja nienawidzą, gdy ktoś mówi „nie da się”.

Ostatnio napisałem artykuł poświęcony tolerancji (z uwagi na pojawiające się tam wulgaryzmy tylko dla czytelników powyżej 18 lat), był tam taki  fragment: „(…) A ja sobie tylko spokojnie siedziałem na murku, nikogo nie zagadywałem, nikogo o nic nie pytałem. To przecież ten typ przylazł i się zaczęło.Oglądaliście film „Rambo 1”? Jeśli nie, chodziło tam mniej więcej o to, że John Rambo wrócił sobie z Wietnamu do swojej ukochanej Ameryki, szedł spokojnie ulicą nikomu nie wadząc, co oczywiście komuś zaczęło przeszkadzać. Cóż, z reguły jest tak, że jeśli chcesz „tylko” sobie żyć w spokoju, „tylko” posiedzieć na murku, „tylko” pojeździć na rowerze, paradoksalnie może nie być to takie proste.” Teraz dodałbym do tego: jeśli chcesz sobie spokojnie pracować, trenować zawodników, masz dobre wyniki, może okazać się, że nie jest to takie proste. Zaraz znajdzie się ktoś, komu zacznie to przeszkadzać i postanowi zniszczyć Twoją pracę, zechce sprowadzić cię na ziemię (był zresztą taki kawał, pokazujący to jako typowo polską cechę).

Czego oczekuję? Nie mam konkretnych oczekiwań, a może mam? Jakież ma to w tej chwili znaczenie? Opisałem sprawę i ją póki co zamykam. Wiedzą o niej ludzie, którym bardziej powinno zależeć na optymalnych rozwiązaniach: znaczący działacze, dyrektorzy departamentów, „szychy” w ministerstwie, „szychy” w PKOL, rodzice, zawodnicy, setki ludzi. A co zrobią, i czy coś w ogóle zrobią z tą wiedzą, to już niestety jest niezależne ode mnie. A ja? Ja Wam o tym po prostu opowiedziałem 😉

Być może Czytelnik odniesie wrażenie, że w tej narracji stawiam się w roli jakiegoś super-bohatera bez skazy walczącego o jakąś słuszną sprawę. Tak nie jest, jak każdy popełniam sporo błędów, podejmuję szereg decyzji, które zapewne mogłyby być lepsze. Bardzo chętnie jednak o nich podyskutuję. Ehh, pisałem w lipcu artykuł do pewnego miesięcznika, był zatytułowany, być może nieco pretensjonalnie,: „Kaukaz mnie odmienił”. I wiecie co, nie wiem czy to Kaukaz, czy to Pamir, ale faktycznie coś mnie odmieniło i nie mogę już spokojnie patrzeć na ten wykwit idiotyzmów, krzywdzenie ludzi, nie potrafię tego wszystkiego po prostu tolerować. Przecież nie da się tego tolerować i pozostać przy zdrowych zmysłach (czyli jednak faktycznie czegoś się „nie da”…). Że zabiorą mi licencję i stracę pracę? Tylko się uśmieję i im podziękuję za ocalenie mojego zdrowia psychicznego. Że dostanę jakiś absurdalny wyrok za obrazę kogoś tam? Uśmieję się jeszcze bardziej. Utwierdzi mnie to przecież w przekonaniu, że ten świat jest całkowicie fikcyjny, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że możliwe, a nawet wysoce prawdopodobne, iż tego świata tak naprawdę w ogóle nie ma. A jeśli, o zgrozo, ten świat jednak istnieje, to niech mnie gdzieś czym prędzej zamkną, najlepiej w jakimś ciemnym lochu, najlepiej bez okna, telewizora i Internetu, żebym nie musiał tego świata oglądać. A teraz co? Jak to co? Korzystam z wolności ile się da, idę sobie na rower, a później biorę się za pisanie na tematy dużo bardziej istotne. Przecież teraz mam tyle wolnego czasu!

Michał Sitarz

Trener snowboardu KS AZS w Zakopanem

Trener snowboardu w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem (SMS Zakopane)

Prezes KS „Snowplanet” (www.snowplanet.pl)

Pisarz, podróżnik (www.outland.pl)

P.S. Patrzę sobie na ten powyższy tekst, czytam po kilku dniach od napisania. I szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, co autor miał na myśli, naprawdę! Ja przecież oferowałem swoją pracę, o naiwności, nieodpłatnie. Pytałem, jak ten głupek, o jakieś EYOWF-y. Chciałem pracować, przygotowywać zawodników, może mi ktoś wyjaśnić: po co? Bo już chyba nie bardzo potrafię przywołać ten specyficzny stan mojego umysłu sprzed kilku dni? Na pewno nie chodziło mi o to, że chciałem pojechać do Rumunii, bo tam już byłem kilka razy. Na pewno nie chodziło o pieniądze, bo żadnych dodatkowych bym nie dostał. To o co mi chodziło? Przecież teraz wykonuję pracę za te same pieniądze, a mam mniej obowiazków. Mniej roboty, więcej czasu wolnego. Czyli pod każdym względem lepiej dla mnie. Będą EYOWF-y, ja spędzę ten czas z moją dziewczyną, pójdziemy sobie w góry, albo porobimy inne fajne rzeczy. Wiecie co? W sumie zaczyna mi się to podobać! Powoli się uczę, lepiej późno niż wcale. O co ja się cholera czepiałem? Ja bardzo dziękuję Polskiemu Związkowi Snowboardu za tę jakże cenną lekcję! ”

Zródło: http://snowplanet.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=84

Skomentuj

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w Artykuły

Advertisement ehschool

Ostatnie artykuły

Winter Is My Love

Dla poczatkujących

Jak wybrać odpowiednią deskę?

Dodała 1 grudnia 2022
Do góry